Zielone ludziki są już w Polsce, mam na to dowody.
Ale zanim o ludzikach, to kilka zdań na temat mojego odwiecznego problemu, czyli notorycznych konfliktów z policją. Wracam Ci ja z domu na wsi, do domu w mieście i zajeżdżam na tę stację co mają na niej kawę z WMFa i mordę orła jako logo. Jeżdżę tam, bo przy kasie w niedziele rano zawsze jest Pani Kasia. Ponieważ jestem już z nią na etapie „pani Katarzyno”, najpierw robię sobie kawkę a potem płacę. Podkładam kubek wciskam przycisk i widzę, jak pod stację podjeżdża niemiecki pojazd w kolorze silver metalic. Właściwie to on prawie wjechał do Kaśki pod ladę. Wylał się z tej fury policjant, który miał chyba ze trzy metry wzrostu i ważył tyle co stado słoni. Przysięgam, że nie chciałbym z nim wejść w konflikt w jakimkolwiek temacie. Staną przed Kachą i rzekł „ daj mi ćwiartkę żołądkowej i kolę”. Żeby nie było wątpliwości, miał na sobie mundur, i stanowił bezsprzecznie filar zaufania publicznego w dosłownym tego słowa znaczeniu. W regionach, w których pomieszkuję ćwiartkę i kolę kupuje się, aby ją zrobić w trakcie jazdy do domu, szkoły, szpitala, na pogrzeb czy co tam kto chce. Ćwiartkę wali się z tak zwanej centrali a pustą butelkę, wypieprza za okno. Kolą popija powoli, żeby zabiła zapach, który mógłby zaalarmować, księdza, doktora, nauczyciela, lub co gorsza starą (chodzi o żonę). Nie wierzę, zostawiłem kawę i idę sprawdzić. No faktycznie stoi przy kasie i trzyma w tej swojej łapie ćwiarę wódy. Żeby nie wyjść na podglądacza pytam – „czy ten objazd na tej drodze co to tam był to on jeszcze jest ?”, odpowiedź pełna finezji i erudycji – „jak leciałem wczoraj to nie” (co kolwiek to znaczyło). Wyszedłem ze stacji, wsiadłem do auta i ruszyłem całkiem przypadkiem za gliną w srebrnym cywilnym złomie. Oczywiście nie włączył świateł i ciągnął tak przez przynajmniej kilka kilometrów. Lecącej do rowu flaszki nie widziałem, może ją zrobił na komendzie albo w domu. Rozumiem, bułka, lizak, puszka farby ale flaszka ?! Ja tam nie wiem, czy on był na służbie, czy po, ale to mi nie gra ni cholery. Pewnie bym nie napisał nic na ten temat, ale objazd jednak był. Upieprzyłem sobie samochód po sam dach chyba gorzej niż Łukasz swoje Mitsubishi w najbardziej błotnistej Baji. Tak w ogóle, to bardzo Ci Łukaszku współczuję tej rozwalonej skrzyni biegów.
Cholera miało być o zielonych ludzikach. Muszę to przesunąć na inny termin.